kobiety. Spojrzała na Tadeusza, miał natchniony wyraz twarzy, widać było, że chłonie śpiew Hanki całym sobą. Ewelina uczuła ukłucie zazdrości. Tak, tutaj z pewnością miała do niej powody. Wydała się sobie taka prozaiczna i niemuzykalna. Cóż znaczy uroda? Hanka miała taki cudowny dar. Jaka szkoda, że tak go marnotrawiła. To było przestępstwo wobec siebie, wobec sztuki. Kiedy się po raz pierwszy spotkały, nie mogła pojąć, jak Jasio mógł kochać taką kobietę. Teraz rozumiała go. On był przecież wrażliwy na muzykę... <br>- Co ona śpiewa? - spytała szeptem Tadeusza, który był melomanem, często chodził do filharmonii, czasami Ewelina mu towarzyszyła. <br>- Pergolesi. Stabat Mater - odrzekł też