Przez jedwabną zasłonę dymu przebijały się fragmenty rozmowy dwóch starszych panów, którzy, gdyby nie zasadnicze różnice fizjonomiczne, podobni byliby do siebie jak dwie krople wody:<br>- Ale ten Giotto!<br>- A to, to... majstersztyk!<br>- Co za kolor!<br>- I forma!<br>- A Cimabue? A Sodoma?<br>- A Bonaventura?<br>- Tak, i Bonaventura, i Andrea Orcagna, cacy, cacy, "L'art de la vie se com... se com...". <br>- Naturalnie, naturalnie...<br>-Conto! - zduszonym głosem jęknął Bronowicz, tak że dwaj starsi panowie usłyszeli i przycichli. Zapłaciwszy dziesięć tysięcy lirów, Stachu wstał i powolnym krokiem do dwu siwych gołąbków się zbliżył:<br>- A Bernini to co?... Hę?<br>- Bernini? Bernini? Kto... to chyba nie.<br>- Nie