doktora Rybińskiego, a potem już niby echo odzywały się psy zza rzeki i czujne ucho rozpoznać mogło cienkie, piskliwe ujadanie białego szpica Firków. Pod te psie gawędy zasypiałem, a rano budziły mnie wielogłose szczebioty ptaków.<br><br><gap reason="sampling"><br><br>- Adamczyk, cyt! Ani słowa! - dodała przykładając palec do warg i tym samym palcem posłała mi całusa, ukazując w zalotnym uśmiechu swój krzywy ząbek.<br><br>Pomyślałem nie bez żalu, że Polina potrafi w taki sam sposób uśmiechać się do mego ojca, do Tekli, do kiści bzu, do przelatującej pszczoły... Po prostu nie umiała uśmiechać śię inaczej. A całusa posłała mi dlatego, że jej śliczne, ruchliwe palce zawsze musiały