ekspedycji stojące pod pochylnią przesunęły się, a po kilku minutach nadleciał od gór ryczący twardy wicher, osmalił momentalnym żarem twarze ludzi szukających schronienia za maszynami i podniósłszy ścianę wirujących piasków, pognał dalej, w wielką pustynię.<br>Jakiś ułamek musiał trafić w sondę telewizyjną, mimo że znajdowała się wówczas trzynaście kilometrów od centrum kataklizmu. Łączność nie urwała się, lecz pogorszył się znacznie odbierany obraz, znaczony gęsto zakłóceniami. Minęła minuta i gdy dymy spłynęły nieco na boki, Rohan, wytężając wzrok, zobaczył następny etap walki.<br>Nie zakończyła się, jak gotów był sądzić przed chwilą. Gdyby atakującymi były żywe istoty, masakra, jaka je spotkała, zmusiłaby chyba