się po obu stronach nasypu rzadkie sosnowe lasy. Doszedłszy do pierwszych drzew zwolnił kroku.<br> Dzień był, jak na koniec października, niezbyt chłodny, niebo zaledwie trochę przychmurzone, powietrze pachniało wilgocią, dymem i rdzą. Po dwudziestu minutach drogi Lewandowski rozpiął jesionkę, nikły rumieniec zabarwił mu chude policzki.<br> Tą ścieżką, znajomą od dzieciństwa, chadzał w, ostatnich latach dość rzadko, wiodła ona bowiem do miejsc dla niego dawno w życiu obumarłych. Na końcu tej ścieżki były Marki, niegdyś - do pierwszej wojny światowej - stacja graniczna dawnego carskiego imperium. Granicę wyznaczała płynąca tuż za Markami niewielka rzeka Blizna, na której drugim brzegu zaczynała się w tamtych czasach