głosów. Tak wlekliśmy wszędzie<br>Sznur niewidzialny, w sobie czując ostrze.<br><br>A jednak mylą się oskarżyciele<br>Ubolewając nad złem tej epoki,<br>Jeżeli widzą w nas tylko aniołów<br>1115<br>Strąconych w otchłań i stamtąd, z otchłani,<br>Wygrażających pięścią pracom Boga.<br>Na pewno wielu niesławnie zniszczało,<br>Bo czas i względność, jak analfabeta<br>Odkrywa chemię, tak nagle odkryli.<br>1120<br>Dla innych sama wypukłość kamienia,<br>Kiedy go weźmie się nad brzegiem rzeki,<br>Była nauką. Wystarczy ten moment,<br>Albo krwawiące okuniowe skrzela,<br>Albo, nim księżyc wzejdzie ponad chmurą,<br>1125<br>Płużenie bobra w miękkiej, sennej toni.<br><br>Bo kontemplacja gaśnie bez oporu.<br>Z miłości do niej trzeba jej zabronić