Francuza albo zabrały go -przemocą. Nie może to być list inny. Ale co zrobili z nim samym? Co za przypadek, co za szczęśliwy przypadek... Och, kiedyż skończy się ten obiad?"<br>Obiad długo nie chciał się skończyć, tym bardziej że omal nie przyszło do bitki pomiędzy piegowatym dryblasem i małym, zadzierżystym chłopaczkiem, który wołał siedmioma głosami, że został nikczemnie skrzywdzony przy podziale leguminy, porwanej przez zachłannego dryblasa. Krzyki umilkły wtedy dopiero, gdy naturalne źródło opętanego wrzasku - gęba chłopaczka, została wypełniona, jak otwór w murze cementem, słodką i lepką substancją. Wreszcie zbójecka kongregacja rozbiegła się na dziesięć stron świata (bo czterech dla tak