uwagi. Jeden z mężczyzn pochylił się nad Magwerem, chwycił dłońmi jego głowę, pociągnął do góry. Magwer nie opierał się, wstał posłusznie. Tyle, że zdążył podnieść z ziemi leżący pod ścianą kamień. Gdy poczuł, że uchwyt na głowie zelżał, uderzył.<br>Chrupnęła kość, skowyt mężczyzny poderwał na nogi wszystkich więźniów, ciepła krew chlupnęła na zimne dłonie. Nie miał czasu na smakowanie tego gorąca. Zszedł z linii uderzenia, pochylił, przepuszczając nad sobą włochatą pięść, kopnął w podbrzusze, aż mężczyzna sapnął i przysiadł. Wtedy zdzielił go w twarz kamieniem. Przydepnął kark napastnika, aby gnój oblepił zmiażdżony nos. Bosa stopa ślizgała się po mokrej skórze, ale