spieszny powrót na oddział, gdzie pielęgniarka będzie już wiedziała, jak mi pomóc, bo mnie jest potrzebna pomoc farmakologiczna i to doraźna, już nie wytrzymałam. Wyszło, że z tym awanturowaniem mają słuszną rację. <br>Od razu się przyznam, że nie dobierałam wyrazów. Jakoś same w naturalny sposób wylewały się z moich ust, chociaż zawsze myślałam, że francuskich brzydkich wyrażeń nie znam. Ale jak to się mówi, potrzeba matką głupich. Sypałam teraz nimi jak z rękawa. Zrównoważenie, cierpliwość, uszy po sobie - zgoda, ale pod warunkiem, że do czasu. Ubodły mnie, uraziły, niegrzecznie traktując jak "psychiczną". Przebrała się miara tolerancji. Jak na zawołanie zadziałał zatrzaśnięty