mieszczański stan zadowolenia. Ja - obłudny koleżka, ja, który sądziłem, że swój spokój buduję na okiełznaniu emocji i jakimś stoicyzmie, nagle jestem sprowadzany na ziemię, by właściwie - co? No, jednak przestać robić z siebie cnotliwego, powściągliwego dżentelmena, tylko przyznać: w naszym związku nie ma nic ze szlachetności, jest zwykła, doskonale ulokowana chuć, no i anioły. <br>Bo gdy już, już miałem wskutek dziwnych przewrotek zdradzać cię, kochana Małgoniu, Pan Bóg, do którego tak żarliwie modlisz się co ranek i wieczór, zawsze zsyłał jakiegoś anioła stróża. Objawiał się różnie. Miał niewyczerpany arsenał środków. Raz był kolesiem, który bez pukania właził do pokoiku na prywatce