wbite jak szpony w nasyconą zieleń trawy. Już stężał.<br> Kradł owies dla gniadych kobył. Mielczarek, milicjant Mielczarek, zdybał go, mógł nie poznać. Strzelił. Dwa razy - nasuwa się wspomnienie nocy. Nie będę płakać. Nie płakałam, gdy przyszedł łącznik, chłopiec w krótkich spodniach harcerza, i oznajmił, że porucznik Korab "poległ na polu chwały". I kiedy kładłam go do pierwszej mogiły, na podwórku, podtrzymywałam głowę. I kiedy wyjmowano w Parku Dreszera to coś, co było porucznikiem Korabem, Konradem, moim mężem. Nie będę płakać po fornalu Gwieździku. Ale łzy płynęły same. Nie mogła ich powstrzymać, bezwolna wobec strumyków lejących się dosłownie z oczu przez policzki