jej pilniej niż oni. I było u nich coś takiego, jak kiedyś w bóżnicy, kiedy kupowało się kawałek Tory i taki chusen, czyli pan młody, wydawał przyjęcie dla wszystkich. "Pan młody", bo wyśpiewując wersety Tory, zaślubiał ją. Nalewało się w małe kieliszki wódkę, matka podawała śledzie i galaretkę z nóżek cielęcych i biedni jedli, ile mogli. Tutaj też przynosiło się jedzenie z domu i stawiało na wspólny stół. Broń Boże wieprzowiny! Czterdzieści dwie narodowości spotykały się w małym kościele w Queens. Biali, czarni, Hindusi, Portorykanie, peruwiańscy Indianie. Z pewnością niebogaci, ale starannie ubrani, w skupieniu modlili się i śpiewali, a Ben