zmartwieliśmy, uderzeni wysokim, przerażonymkrzykiem.<br>To światło zgasło nagle, staliśmy nieruchomo w gęstej ciemności, potem przez twarz Smoka, skosem, przemknęła pręga blasku, ktoś zapalił lampę za drugimi drzwiami, nie było w nich szybek, światło przenikało przez szpary między deskami.<br>- Proszę pani, pani Holiczowa - ale wcześniej otworzyły się te drzwi od chwili ciemne, coś wpadło na nas, przemknęło pod łokciami, rzuciło się z dudnieniem bosych pięt w dół po schodach, załopotało przy tych drzwiczkach, któreśmy może zamknęli na haczyk, a wraz z tym wąskie drzazgi światła rozwarły się w cały jaskrawy trapez, pani Holiczowa dwoma skokami dopadła chłopaka, w milczeniu ciągnęła go, mimo