Do przepełnionej szkoły chodziło się na dwie zmiany, młodsze klasy rano, starsze po południu. Przeciążona elektrownia wyłączała prąd i siedzieliśmy przy świecach, a kiedy brakowało świec, wołaliśmy, panie profesorze, panie profesorze, niech pan opowiada. Opowiadał Podróże Guliwera, verbatim, i wymyślał historie o gnomach i innych przedziwnych stworach, które żyją w ciemnych kątach i szparach, w innej rzeczywistości, ukrytej przed naszymi oczami. Nie umieliśmy tego powtórzyć, bo tylko on umiał tak opowiadać, i nie bardzo rozumieliśmy, ale słuchaliśmy zafascynowani. Wkładaliśmy kopiejkę pod korek, żeby zgasło światło, i niech pan opowiada, panie profesorze, niech pan opowiada! Nigdy się nie gniewał, nie podnosił głosu