pergaminowego papieru. Oczy zapadły się w głąb, były nieobecne, świadomie niczego nie rejestrowały. Podbródek drżał intensywnie, jak u odratowanej topielicy. Tak chciał ją przytulić, ogrzać. Baba dudniła dalej swoje. - To było tak, moja starsza, Maryśka, mówi do mnie: mama, popatrz sama, co się dzieje. Pani pisarzowej na głowę padło, chodzi ciurkiem w te i nazad, coś musi nie tak. Ja do niej: głupia jesteś, pani pisarzowa, ona już nie nasza, ona miastowa, myślę, jaka gimnastyka albo co. Ale jak córka policzyła, że siedemnaście razy, to mnie coś tknęło, nie można tak człowieka na zgubę zostawić. Wyleciałam, ledwie chuścinę złapałam. Łapię panią