bracie, oddaje mnie Junosza jakiemuś... kulawy z laską... i piechotką, spacerkiem, dymamy... Dymamy... - powtórzył Zygmunt, jakby się bał iść dalej we wspomnieniach - na Poznańską...<br>Jerzy uczuł, że dłonie ma mokre od potu. - No? - wyszeptał nareszcie.<br>- No! To ja będę pytał ciebie, bracie, ciebie! - Nagle Zygmunt się uspokoił. - Zameldowałem. Wyewakuowałem stamtąd, co było, wiesz, a potem zameldowałem.<br>- Co?<br>- Zameldowałem Junoszy.<br>- Jak to? Jak to? - idiotycznie dopytywał się Jerzy.<br>- A tak. Nie miałem czasu nawet do niego wrócić, bo już czekała na mnie ta cholerna radiostacja - ręką machnął za siebie, gdzie oświetloną szparą, jak stado polnych koników, wyskakiwały cykady krótkich dźwięków - to zadzwoniłem. Zadzwoniłem