razem czytamy, ja pod jego opieką,<br>jego ustami, myślami jego, ale prawie tak dobrze jak i on, ani mnie nie<br>poprawia, nie pogania, bo tak samo dobrze jak i on. A nieraz, że to ja<br>sam czytam, jemu w głos czytam, a on tylko słucha w skupieniu i głową<br>potakuje, co najwyżej wejrzy na mnie spod tego zasłuchania, aby się<br>znowu w nim z ufnością pogrążyć.<br> Ten widok jego, jak czytał, rozniecał we mnie marzenia, których<br>dzisiaj już nawet nie pomnę, ale dobrze pamiętam tamto moje dziecinne<br>przywiązanie do tego niedzielnego czytania ojca. Czułem się tak, jakby<br>bez mojej cichej i potulnej