Typ tekstu: Książka
Autor: Krzysztoń Jerzy
Tytuł: Wielbłąd na stepie
Rok wydania: 1996
Rok powstania: 1978
wyruszę dzisiaj.
- Dzisiaj? - wyrwało się jej, zamilkła. Po chwili potrząsając głową, powiedziała: - Oczywiście. Tak będzie najlepiej... Spakuję ci węzełek na drogę.
- Zrób to. I wiesz, co? Poczekam tutaj... Zawołaj po drodze Sybiraka, niech się zbiera.
- Nie, Stachu. Trudno. Nie zrobisz tego matce i im wszystkim. Musisz się pożegnać.
Lamentu było co niemiara. Płakała matka, Jaśka, i chłopcy. Tylko Zosia miała oczy suche. Stach z trudem ich uprosił, aby nie odprowadzali go wszyscy pospołu. Umykał przecież z osady, z roboty, bez zezwolenia, jakże wlec za sobą lamentującą czeredę. Jeśli go przydybią, może być bardzo niedobrze. To poskutkowało. Stojąc w progu spojrzał jeszcze raz
wyruszę dzisiaj.<br>- Dzisiaj? - wyrwało się jej, zamilkła. Po chwili potrząsając głową, powiedziała: - Oczywiście. Tak będzie najlepiej... Spakuję ci węzełek na drogę.<br>- Zrób to. I wiesz, co? Poczekam tutaj... Zawołaj po drodze Sybiraka, niech się zbiera.<br>- Nie, Stachu. Trudno. Nie zrobisz tego matce i im wszystkim. Musisz się pożegnać.<br>Lamentu było co niemiara. Płakała matka, Jaśka, i chłopcy. Tylko Zosia miała oczy suche. Stach z trudem ich uprosił, aby nie odprowadzali go wszyscy pospołu. Umykał przecież z osady, z roboty, bez zezwolenia, jakże wlec za sobą lamentującą czeredę. Jeśli go przydybią, może być bardzo niedobrze. To poskutkowało. Stojąc w progu spojrzał jeszcze raz
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego