papierów od pana Kurzewskiego, który nie taił znacznego z tej racji ukontentowania. Po czym wąsaty sierżant z dwoma kapralami, nie szczędząc srogich pokpiwań i siarczystych zaklęć, pognali wszystkich do ogromnej jak refektarz, sklepionej sali w parterze gmachu. Słomy było tam pod dostatkiem, a w dwóch piecach, okrągłych jak baszty, napalono co się zowie mocno.<br>Kazimierzowi myśl o niewiadomym jutrze długo nie dawała zasnąć. Słyszał był w drodze od pana Kurzewskiego, że w Piotrkowie jeszcze raz postawieni będą rekruci przed samym prezesem wojewódzkiej komisji, który tu w tym celu przed kilku dniami przyjechał z Kalisza. Wynikała z tej wiadomości, podług słów pana Kurzewskiego, niejaka