chęć do naśladowania takiej reakcji. Stan mojego ducha znajdował się bliżej bezsilnej wściekłości i chęci gwałtownego protestu. Gdy po kilkunastu dniach wróciłem do kraju, ku mojemu zdumieniu nad "sprawą" panowała cisza albo prawie-cisza. Byłem zaskoczony, bo już tam, poza krajem, doszły mnie wiadomości, że stało się coś bardzo złego, co więcej, stało się tak wiadomo z czyjej winy. Słowem, poniesiono bolesną klęskę na własne życzenie. Powiedzmy wreszcie, o co chodzi i co to za "sprawa"? Odpowiedź jest prosta: chodzi o głosowanie z 30 grudnia ub.r. nad wetem prezydenta i o wiadomy tego głosowania rezultat. Dziś, po paru tygodniach, można by