za plecami. I nagle wyobraziłem sobie, że niedźwiedź<br>idzie tutaj. Zbliża się między jabłonkami, brązowy i wielki. Przystaje,<br>węszy. Jest już blisko, słychać, jak sierścią ociera się o pnie. Pod<br>łapami trzeszczą gałęzie. Chciałem krzyknąć "Tato!", ale tylko<br>poruszyłem wargami. Niedźwiedź obchodził namiot z tamtej strony - był<br>tuż-tuż. Boże, cofnąć się, schować pod koc, przykryć z głową! - Chyba<br>tak pomyślałem i zobaczyłem ojca.<br> Kiedy stanął nade mną, zasłonił gwiazdy: - Nie śpisz? Chodź,<br>obmyjemy się w rzece.<br> Wzięliśmy ręczniki. Pobiegłem boso po mokrej<br>trawie.<br> Rzeka była zimna. Ojciec parskał i pluł. Zapachniało mydłem i pastą<br>do zębów. Udawałem, że myję się