Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
konia i odjeżdżał.

- Jegor! A? Jegor! - wołała za nim Tekla wybiegając na ganek.

Ale Jegor wyrzekał się obiadu, rezygnował z dwóch kopiejek i wściekle wywijając batem, znikał w najbliższej uliczce.

Któregoś dnia, gdy wybiegłem na spotkanie ojca i usiłowałem wciągnąć Jegora do kuchni, Jegor widząc na podwórku stos porąbanego drzewa cofnął się:

- Macie swego robotnika, ja nie jestem potrzebny.

Dopiero na interwencję ojca wszedł i nie witając się z nikim, powiedział do Gawriły:

- Ty robotnik, a ja chłop. Gdzie nam jeść z jednej miski?

Gawriła poufale klepnął go po ramieniu:

- Sadisia, druże, nam oboim chuże! Wasza i nasza krew się leje
konia i odjeżdżał.<br><br>- Jegor! A? Jegor! - wołała za nim Tekla wybiegając na ganek.<br><br>Ale Jegor wyrzekał się obiadu, rezygnował z dwóch kopiejek i wściekle wywijając batem, znikał w najbliższej uliczce.<br><br>Któregoś dnia, gdy wybiegłem na spotkanie ojca i usiłowałem wciągnąć Jegora do kuchni, Jegor widząc na podwórku stos porąbanego drzewa cofnął się:<br><br>- Macie swego robotnika, ja nie jestem potrzebny.<br><br>Dopiero na interwencję ojca wszedł i nie witając się z nikim, powiedział do Gawriły:<br><br>- Ty robotnik, a ja chłop. Gdzie nam jeść z jednej miski?<br><br>Gawriła poufale klepnął go po ramieniu:<br><br>- Sadisia, druże, nam oboim chuże! Wasza i nasza krew się leje
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego