nie przywracało, jak pola szerokie, otwarte, wyrozumiałością<br>tchnące dla mych myśli skołatanych. Bo nie miałem posłuchu u dzieci.<br>Może za miękki byłem. Ale gdy przyszło mi kogoś ukarać, choćby łapę<br>wymierzyć, to czułem, że robię to przeciw własnej naturze, i starałem<br>się przynajmniej tak czy inaczej pocieszyć nieszczęśnika, aby mu<br>cośkolwiek ulżyć za tę karę, bo bolało mnie to tak samo jak i jego, co<br>już samo w sobie obniżało powagę kary, a tym samym mojej osoby.<br> Chodzili mi więc, jak to się mówi, po głowie. Pocieszałem się tylko,<br>że kiedyś, w dorosłych latach, gdy im przyjdzie samych siebie rozumieć,<br>wyrozumieją