Polina - mówiłem do siebie z uczwciem okrutnej satysfakcji. - Cała jej urnda to oszustwo, takie samo oszustwo jak cudowne szczątki świętej Eufrozyny... Oto z czym ożenił się Leonid... Brrr...<br><br>Polina często mi się śniła, ale nigdy tak, jak o niej myślałem. Za każdym razem powtarzał się dawny, nowosokolnicki sen: Oto Polina cwałuje wierzchem na Norze, której ślepia płoną jak latarnie parowozu, a ja biegnę obok i nie mogę jej dogonić, wreszcie wyczerpany, bez sił, padam na szyny. Znałem ten sen ze wszystkimi szczegółami, z góry wiedziałem, jak się zacznie i jak się skończy. Śnił mi się zawsze jednakowo, jakby go ktoś utrwalił