Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
Polina - mówiłem do siebie z uczwciem okrutnej satysfakcji. - Cała jej urnda to oszustwo, takie samo oszustwo jak cudowne szczątki świętej Eufrozyny... Oto z czym ożenił się Leonid... Brrr...

Polina często mi się śniła, ale nigdy tak, jak o niej myślałem. Za każdym razem powtarzał się dawny, nowosokolnicki sen: Oto Polina cwałuje wierzchem na Norze, której ślepia płoną jak latarnie parowozu, a ja biegnę obok i nie mogę jej dogonić, wreszcie wyczerpany, bez sił, padam na szyny. Znałem ten sen ze wszystkimi szczegółami, z góry wiedziałem, jak się zacznie i jak się skończy. Śnił mi się zawsze jednakowo, jakby go ktoś utrwalił
Polina - mówiłem do siebie z uczwciem okrutnej satysfakcji. - Cała jej urnda to oszustwo, takie samo oszustwo jak cudowne szczątki świętej Eufrozyny... Oto z czym ożenił się Leonid... Brrr...<br><br>Polina często mi się śniła, ale nigdy tak, jak o niej myślałem. Za każdym razem powtarzał się dawny, nowosokolnicki sen: Oto Polina cwałuje wierzchem na Norze, której ślepia płoną jak latarnie parowozu, a ja biegnę obok i nie mogę jej dogonić, wreszcie wyczerpany, bez sił, padam na szyny. Znałem ten sen ze wszystkimi szczegółami, z góry wiedziałem, jak się zacznie i jak się skończy. Śnił mi się zawsze jednakowo, jakby go ktoś utrwalił
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego