z prawem. Bogdan Borusewicz, inny historyczny przywódca Solidarności, ujął to lapidarnie: "Każda z kandydujących osób wiedziała, że będzie musiała przejść procedurę lustracyjną... Jeśli złożyło się deklarację niezgodną ze stanem faktycznym, to nie powinno się kandydować... odpowiedzialność za całą sytuację spada na tych, którzy mogli powiedzieć prawdę, ale jej nie ujawnili" (cyt. za "GW"). Borusewicz mówi jednocześnie rzeczy słuszne i oburzające. Rzeczywiście, takie prawo uchwaliła sejmowa większość, a prezydent Kwaśniewski je podpisał. W "Polityce" wielokrotnie przestrzegaliśmy jednak, że ustawa lustracyjna jest narzędziem, które nie nadaje się do "oczyszczenia życia publicznego", za to świetnie do politycznych porachunków.<br>Przede wszystkim sąd ocenia wyłącznie prawdziwość oświadczeń