skałach idzie w skórzniach liści <br> 835<br>Milcząc różowym dzwonkiem rododendron. <br>Koliber, bączek dziecinny powietrza, <br>Zawisnął w miejscu, silne serce ruchu. <br>Brunatną kroplą poci się u pyska <br>Na gwóźdź tarniny wbity konik polny, <br> 840<br>Ani tortury świadomy ni prawa. <br>I cóż ma począć ten, jak go nazwano, <br>Upiór naczelny, więcej niż czarodziej, <br>Jak go nazwano: Sokrates ślimaków, <br>Muzykant gruszek, rozjemca wilg, człowiek? <br> 845<br>W rzeźbach i płótnach indywidualność <br>Potrafi przetrwać, a w żywiołach ginie. <br>On niechaj kroczy za trumną leśniczych, <br>Których obalił górski diabeł, kozioł, <br>Z obręczą rogów nad karkiem zagiętą. <br> 850<br>Niechaj ogląda cmentarz harpunników. <br>Oszczep wbijali w ciało lewiatana <br>I