najbardziej szokuje, to fakt, że wcale nie musiała być kłamstwem.) Następnie zaś, ponieważ to wyjaśnienie jakoś nikogo nie zadowoliło, oparła swoją taktykę obronną o przemawiający do wyobraźni argument wizualny, głoszący, że znajdująca się w aktach Stasi "cienka teczka" dokumentująca trzyletni okres jej współpracy jest i tak niczym w porównaniu z czterdziestoma dwoma grubymi tomami akt na temat jej samej i jej męża, zgromadzonych w okresie, gdy jako "dysydenci" byli pod stałą obserwacją. 42 tomy ustawione na półce wyglądają zapewne imponująco; sceptyk mógłby jednak wskazać na fakt, że kartoteki tego typu rosną bardzo szybko, jeśli zawierają skrupulatnie gromadzone transkrypcje wszystkich, nawet najbardziej niewinnych