kilka drzew dalej i ponownie zaczyna grać. Dobrze grać, bez przerw. Podskakujemy. Gdy jesteśmy już blisko, mój przewodnik zmniejsza ilość kroków do trzech, potem dwóch, za każdym razem pokazując tę ilość na palcach. W końcu klęka za grubą sosną - dalej mam iść sam. Jeszcze chwila i widzę ptaka. Siedzi na czubku niewysokiej jodły, 30 metrów ode mnie. Przepuszczam pieśń jedną, potem drugą, rozkoszując się wspaniałym widokiem tokującego głuszca. Pod trzecią zdejmuję broń z ramienia, w zachwycie słucham jeszcze czwartej, a potem... huk wystrzału, chwila zwątpienia, gdy ptak zrywa się do lotu, daleki bieg przewodnika, jego okrzyk radości, a na koniec moja