skale, połączone z nią, niektóre wtopione, niektóre zawieszone wspornikowo, wystawały mniej lub bardziej, a wszystko to razem miało kilka pięter i było niesłychanie skomplikowane komunikacyjnie. Schody znajdowały się tylko gdzieniegdzie i łączyły najwyżej dwie kondygnacje, a główne usługi pionowe opierały się na windach. Promenując z tłustym naliczyłam ich dziewięć, przy czym niektóre były całkowicie otwarte i chodziły bez przerwy w górę i w dół. Wsiadało się do nich w biegu. Okropnie nie lubię takich wind i staram się z nich nie korzystać, bo zawsze jedna noga zostaje mi nie tam, gdzie powinna. Drzwi, jeśli już istniały, otwierały się samodzielnie na zasadzie fotokomórki