wreszcie, otwartą ranę prawej nogawki spodni zaszyłem przy pomocy dwóch niewielkich agrafek, które, harcerskim zwyczajem, przejętym od Konstantego, zawsze ze sobą nosiłem. Wykonując tę czynność, sformułowałem w głowie - przezornie, na wypadek gdyby panna Legris zauważyła "szew" i oniemiała ze zgrozy - wyjaśniające zdanie: <gap><br>Doprowadziwszy do ładu zszarganą garderobę, stwierdziłem, że na czyściec zasługuje też ciało, to znaczy, twarz i ręce, których stan po tych wszystkich przejściach i zatrudnieniach wołał o zmiłowanie. Mydła jednak nie było. Nie dałem za wygraną: w pobliskim kiosku "Ruchu" nabyłem je - najdroższe, jakim dysponowano ("Kwiat bzu" firmy Uroda) - i wróciwszy do kina, dokończyłem ablucji.<br>Odświeżony, umyty, pachnący fleur