stawem w puszystych trawach, poczuje w sobie wzbieranie rześkich, odmłodzonych sił", gdy z gęstwiny sitowia wynurzy się wiejska dziewoja. Kwiat kaliny za uchem zatknięty, w ręku - pralnik... Jawi mi się jako ta lilija, jako rusałka, półbogini z obfitością kształtów, z kulistymi piersiami rozpychającymi lnianą koszulę. Jej łydki, szerokie, bose stopy, depczą wilgotne kaczeńce... Spotkanie dwóch żywiołów. Znajomość stała się bliską wśród tych dwóch błękitów: nieba i wody. Kto zawinił?... "Nie jam był winien - odpowie mecenas - lecz lilija - winna". A więc niech wszystko zostanie wybaczone, tym bardziej, że choć jest już całkiem wykurowany, to zaczęły osaczać go nowe kłopoty, którym winna zaradzić