gdy wyjmował z szafki zestaw diagnostyczny w skórzanym futerale. Kiedy mijali po drodze innych AGENTÓW, instynktownie obracał się do nich bokiem, jakby kuląc się od złego wzroku. Raz widocznie zahaczył o jakąś monadę, bo złapał się za biodro i, kulejąc, klął w języku, który diabeł zidentyfikował jako jeden z chińskich dialektów - dopóki Hunt nie wyciągnął go na zewnątrz kliniki. <br>Tu, w dziedzinie nocy, doktor jeszcze bardziej stracił na pewności siebie. Im dalej od świateł kliniki odchodzili, tym mniej było aroganckiego lekarza w Roacherze, więcej - zwykłego, zagubionego w dzikich dzielnicach <orig>rzeźbieńca</>, na dodatek bez <orig>jurydykatorowego</> przywoływacza pod ręką. Szedł coraz szybciej, jakby