drobne wychylenia - jakieś półodmykanie drzwi dawno otwartych - nie było rady, od tej drętwej mowy, od tego obchodzenia istoty sprawy, przysypywania wszystkiego prawomyślnymi cytatami, dygania w kierunku sowieckiej siostrzycy miało się wprost nudności. Nagle w tych samych pismach ilość artykułów, w których słychać głos żywego człowieka, gdzie nie trzeba być talmudystą dialektycznym, żeby odkryć, o co autorowi chodzi, ilość takich artykułów zaczęła nagle wzrastać: niektóre świetne, inne nieporadne, zaczęły dawać możność wyczucia sytuacji i temperatury myśli, która już sama w sobie była czymś nowym w prasie mówiącej o plastyce, jakby się wylewała na inne dziedziny, zarażała je.<br>Z pism, które miałem w