Typ tekstu: Książka
Autor: Zubiński Tadeusz
Tytuł: Odlot dzikich gęsi
Rok: 2001
zostawiaj mnie samej, proszę, obiecaj mi.
- Zgoda, obiecuję - filuternie przymknął oko. Nie zdawał sobie sprawy, że czubek nosa błyszczy mu nieznośnie, zaczerwieniony burakowo. Jeszcze drżała, więc pogładził ją po plecach, potem tak samo delikatnie po czubku głowy.
Szybko zasnęli, jak po podróży. Świt wpadł bladą smugą, powietrzne mleko, cierpkie i dławiące, ani kropli wiatru, sztywno. Podobno pod Łysicą spadł pierwszy tej jesieni śnieg, nikt się go nie spodziewał. Poleżał dwie godziny.

To było tak niedawno. Dziś prawdziwa zima. Bulgotanie w grzejnikach. Zszedł do piwnicy, do stygnącego brzucha pieca wrzucił parę równo uciętych polan brzeziny. Odczekał chwilę, prysnęło, zabuczało. Przez szparę wyjrzał
zostawiaj mnie samej, proszę, obiecaj mi.<br>- Zgoda, obiecuję - filuternie przymknął oko. Nie zdawał sobie sprawy, że czubek nosa błyszczy mu nieznośnie, zaczerwieniony burakowo. Jeszcze drżała, więc pogładził ją po plecach, potem tak samo delikatnie po czubku głowy.<br>Szybko zasnęli, jak po podróży. Świt wpadł bladą smugą, powietrzne mleko, cierpkie i dławiące, ani kropli wiatru, sztywno. Podobno pod Łysicą spadł pierwszy tej jesieni śnieg, nikt się go nie spodziewał. Poleżał dwie godziny.<br><br>To było tak niedawno. Dziś prawdziwa zima. Bulgotanie w grzejnikach. Zszedł do piwnicy, do stygnącego brzucha pieca wrzucił parę równo uciętych polan brzeziny. Odczekał chwilę, prysnęło, zabuczało. Przez szparę wyjrzał
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego