brał wszystko na siebie, pewny, że udźwignie - są w kasie pancernej. Powiedzcie szyfrantowi, niech wam wyda. Nie są mi już potrzebne, chyba się dogadaliśmy.<br>Wyszedł z przyćmionego wnętrza między filary wspierające ganek. Odetchnął głęboko, pił czyste, aromatyczne powietrze, jakby wydostał się z pyłu, lekkiej zawiesiny, zdmuchniętego popiołu z fajki, która dławiła ambasadora. Czokidar uchylił ciężką bramę, ogród zdawał się spać w zimowym słońcu. Nawracały strzępy zdań, rozważał gesty, intonację głosu, znajdował odpowiedzi bardziej trafne, cięte, aż się dziwił, że mu dopiero teraz przychodzą na myśl, z grymasem niezadowolenia wzruszał ramionami, jakby ten, co miał podpowiadać, spóźnił się, a ocena została wpisana