trawie koło namiotu - ojciec zdecydował, że<br>dalej nie pójdziemy. - To dobre miejsce na biwak.<br> Namiot ustawiliśmy pod jabłoniami. Niedaleko piwnicy - tam, gdzie<br>rosły żółte kwiaty. Bliżej brzegu znaleźliśmy źródło. Obiad był na<br>źródlanej wodzie. Pomogłem rozpalić ognisko między kamieniami. Ojciec<br><br><br><br><br><page nr=167><br>zbudował piec do gotowania, jak mówił - rozpalił pod nim ogień (dmuchał<br>klęcząc, pochylony). Wyżej, na płaskim jak talerz kamieniu, postawił<br>rondelek. Szybko obrał kartofle, które dźwigaliśmy w torbie z jedzeniem<br>(były najcięższe, ważyły pewno z pięć kilo), ja posiekałem cebulę (i<br>zaraz do oczu napłynęły łzy). Ojciec wrzucił cebulę do garnka, dolał<br>źródlanej wody, na koniec dodał kawałek masła i szczyptę