tęskniłem, bo nie przepadałem za "opieką" starszego o tyle Wiesława. Chętnie popisywał się na mnie (i to często) w sposób dość bolesny swoją ogromną przewagą fizyczną. Po prostu bałem się go. Chociaż trudno powiedzieć, żebym był całkiem pozbawiony uczuć braterskich. Imponował mi, bo był silny, bardzo odważny i od czasu do czasu, rzadko bo rzadko, ale zaznawałem od niego uczuć serdecznych, jak choćby teraz, kiedy mało ducha nie wyzionąłem w jego powitalnych objęciach. Niestety, uważał się za drugiego po Bogu, czyli po ojcu, powołanego do wychowywania mnie. Często - w dziedzinach ojcu niedostępnych. Na przykład teraz, po przybyciu Wiesława do Miedzynia, czekały mnie