Syn" interesuje się moją osobą najbardziej. Może z racji tego, że on był tym "Świętym Piotrem", który mnie do kliniki przyjmował. Bywa u mnie dość często, niekiedy także poza rutynowymi obchodami. <br>Lubię "Patrona Syna" i stosowaną przez niego formę psychoterapii. On nie ględzi, nie wykłada poglądowych pogadanek, lecz dopinguje mnie do żywych dyskusji, w których czuję się traktowana jak równoprawny partner. Chyba nie muszę dodawać, że ma to dla mnie znaczenie kapitalne. <br>Mobilizuje mnie zarówno do intelektualnego, jak i emocjalnego wysiłku, stawiając przede mną problemy czy psychoterapeutyczne wymagania. Oczekuje ode mnie głębokich przemyśleń, dokonywania analizy odczuć i postaw uwieńczonej samodzielną konkluzją, konstruktywnym