Typ tekstu: Książka
Autor: Breza Tadeusz
Tytuł: Urząd
Rok wydania: 1984
Rok powstania: 1960
staram się ją uprzedzić. To znaczy, zaglądać do Malińskiego, zanim się zjawi. Czynię tak co rano. Początek dnia mam więc niewesoły. Ale żal mi Malińskiego. Nie mogę też zapomnieć, że w najgorszych chwilach robił, co mógł, by mi przyjść z pomocą. Nie analizuję pewnych jej aspektów. Wystarcza mi, że miał dobrą wolę.
W sali, gdzie leży, od samego rana mdły, przykry zapach. Drugiego dnia po powrocie do Rzymu zaszedłem na wyspę pod wieczór. Zaduch nie do wytrzymania. Broniąc się przed upałem, w szpitalu przez cały dzień trzymają okna zamknięte. Po porannych wietrzeniach ani śladu. Od stężonej atmosfery lekarstw, dezynfekcji, przepoconej pościeli aż
staram się ją uprzedzić. To znaczy, zaglądać do Malińskiego, zanim się zjawi. Czynię tak co rano. Początek dnia mam więc niewesoły. Ale żal mi Malińskiego. Nie mogę też zapomnieć, że w najgorszych chwilach robił, co mógł, by mi przyjść z pomocą. &lt;page nr=212&gt; Nie analizuję pewnych jej aspektów. Wystarcza mi, że miał dobrą wolę.<br>W sali, gdzie leży, od samego rana mdły, przykry zapach. Drugiego dnia po powrocie do Rzymu zaszedłem na wyspę pod wieczór. Zaduch nie do wytrzymania. Broniąc się przed upałem, w szpitalu przez cały dzień trzymają okna zamknięte. Po porannych wietrzeniach ani śladu. Od stężonej atmosfery lekarstw, dezynfekcji, przepoconej pościeli aż
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego