tej strasznej Róży. Jak ona zawsze sobą tylko zajęta, swoim tajemnicznym bólem, nierozumną tęsknotą, dokuczliwą muzyką... Jak nigdy w niczym nie chciała nikomu ustąpić, jak gardziła ludźmi, obywała się bez Boga, szydziła z Ojczyzny. Jak nieludzko dręczyła swoje otoczenie. I jak się to stało, że Magda i Stenia - w kręgu dobrotliwych łask pani Kasi - marniały bez nadziei, a Jadwiga, przeflancowana w grunt zatruty chimerami Róży, coraz mocniej i smakowiciej osadzała się w życiu. <br>Nie znosiła matki Władysia. Nie znosiła jej tak, jak nie znosi się chirurga, który operował bez narkotyków. Bała się humoru Róży, uprzejmości Róży, błyszczących uśmiechów Róży... <br>Zapytana przez