Typ tekstu: Książka
Autor: Brzechwa Jan
Tytuł: Gdy owoc dojrzewa
Rok: 1958
groził, że go zabije. Ach, wszyscy byliśmy wtedy dziećmi! Co chwila czerwieniłam się i płakałam po kątach. Byłam głupia i śmieszna, prawda?

Nie mogłem oderwać oczu od jej drobnych, ruchliwych warg. Co pewien czas brała z klosza czekoladkę, nadgryzała ją i odkładała z powrotem.

Powiedziała mi, że wynajęła na lato domek w Pliutach nad Dnieprem.

- Przyjedź do nas na kilka dni... Poproszę twoją matkę, żeby ci pozwoliła przyjechać... Weź kostium kąpielowy... Umiesz pływać? Nie? Nauczę cię pływać. To wielka przyjemność! Ja pływam po "kozacku"... O, tak...

Zrobiła w powietrzu kilka ruchów rękami.

- Wziąłem jedną z nadgryzionych czekoladek i włożyłem do ust
groził, że go zabije. Ach, wszyscy byliśmy wtedy dziećmi! Co chwila czerwieniłam się i płakałam po kątach. Byłam głupia i śmieszna, prawda?<br><br>Nie mogłem oderwać oczu od jej drobnych, ruchliwych warg. Co pewien czas brała z klosza czekoladkę, nadgryzała ją i odkładała z powrotem.<br><br>Powiedziała mi, że wynajęła na lato domek w Pliutach nad Dnieprem.<br><br>- Przyjedź do nas na kilka dni... Poproszę twoją matkę, żeby ci pozwoliła przyjechać... Weź kostium kąpielowy... Umiesz pływać? Nie? Nauczę cię pływać. To wielka przyjemność! Ja pływam po "kozacku"... O, tak...<br><br>Zrobiła w powietrzu kilka ruchów rękami.<br><br>- Wziąłem jedną z nadgryzionych czekoladek i włożyłem do ust
zgłoś uwagę
Przeglądaj słowniki
Przeglądaj Słownik języka polskiego
Przeglądaj Wielki słownik ortograficzny
Przeglądaj Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego