tam dawano lekarzom mieszkania. Dali nam dwa pokoje w domku letniskowym. Z żelaznym piecykiem, ale nie przydzielili węgla, tylko torf. Piecyk grzał, póki się dokładało, ale kiedyśmy spali, woda w wiadrach nam zamarzała. Rano strach było nogi wysunąć z pościeli. Chcieliśmy podłączyć ogrzewanie elektryczne, ale straż pożarna nie pozwoliła, bo domek był cały z drewna. Młodszy synek dostał zapalenia płuc, babcia go do siebie zabrała. <br><br>Do moich obowiązków należały wyjazdy na wieś. Pojechałam do punktu sanitarnego, gdzie miałam zbadać czterysta kołchoźnic. Siedzę jeden dzień, drugi, nikt nie przychodzi. Pytam rejestratorkę dlaczego. Zaczerwieniła się i w sekrecie wyznała, że była tu przede