się pasy transmisyjne. Otwierał ten gmach ciemny i chłodny kantor, a zamykała główna maszynownia, miejsce najciekawsze, a ze wszech miar zakazane, bo syczał tam i huczał groźny kocioł parowy, nad którym tak zabawnie podskakiwały ludziki metalowe, jakby mówiły sobie: "dzień dobry!" - "do widzenia!". To było serce fabryki, serce niestrudzone, bijące donośnym rytmem: "szsz-szsz".<br>Płuca były po lewej. Tam fabryka brała wdech pralnią przędzy, foluszem i farbiarnią. Później wózki krążyły między tym budynkiem a gmachem głównym, żeby potężny wydech mógł wyrzucić z siebie wszelką nieczystość wysokim kominem, wyrastającym z dachu nad pralniami.<br>Kiedy obchodziło się fabrykę z prawej strony, można było