szyję.<br><br>- Gdzie nasz tragarz? - wołał Jurczenko. - Nie pamiętam numeru.<br><br>- Sieaście - powiedział Sierioża niewyraźnie jak zwykle.<br><br>- O, siedemnastka, jest! Nieś, bracie, bagaż do dorożki. Czy macie w Wielkich Łukach dorożki?<br><br>Przeszliśmy na drugą stronę dworca, tragarz załadował walizki i ruszyliśmy w kierunku miasta. Jurczenko jechał z Krysią i Sieriożą w jednej dorożce, w drugiej - matka, panna Kazimiera i ja. Siedziałem na przedniej ławeczce i przyglądałem się pannie Kazimierze. O, to już nie była dawna zahukana panienka! Miała na sobie granatowy żakiecik, a na głowie duży granatowy kapelusz z czarną wstążką. Oczy jej nabrały blasku, nos przybladł, policzki zaokrągliły się, wargi stały się