Wyraźnie dawała mi szansę. Okiem też nie mrugnęła, sama niepaląca, gdy wyciągałam z paczki, licząc od rozpoczęcia naszej rozmowy, pewnie piątego albo szóstego papierosa. Pogładziła mnie macierzyńskim gestem po policzku, przytrzymała na moment moją rękę i tym swoim spokojnym, stonowanym głosem zaczęła mi raz jeszcze wszystko od początku tłumaczyć: <br>Rozumie doskonale moją troskę o dzieci. Teraz jest już babcią, ale dobrze pamięta, gdy bywała chora, mając jeszcze dzieci w takim wieku jak moje. Jest to dla nich bez wątpienia smutne i przykre, nie trzeba jednak wyolbrzymiać, demonizować. Dzieci są odporne i jednocześnie wyrozumiałe bardziej, niż nam się zdaje. Są przecież z