lekarza domowego, tłumaczy, że lęki, poranne przerażenie, poczucie bezsensu, bezsenność i tak dalej, przemilcza lub nie myśli samobójcze, i dostaje lekarstwo z zapewnieniem, że likwiduje przyczyny, że należy je brać systematycznie, nie wolno, broń Boże, przerywać leczenia, no i chory regularnie łyka pastylki, ale pewnego dnia po prostu zapomina i dostaje takiego odjazdu, łącznie z brzytwami, sznurami, oknem na jedenastym w rolach głównych, że ledwo udaje się go opanować. A potem jeszcze silniejszy lęk, nawet jeśli mówią, że to od nagłego odstawienia lekarstwa, strach, że tamto powróci, i powiedzmy sobie szczerze, powraca, nieraz powraca, jeszcze silniejsze. Wysyłają więc człowieka do sanatorium