rzecz. No to trzymaj się, nie musisz mi podawać ręki.<br>Konstanty, wychodząc, w przelocie, w kuchni, kątem oka i mimochodem, zobaczył łzy w oczach Salwowej. Pod blachą tryskał i napinał się ogień, strzelały smolne szczapy. Czajnik zaczął pomrukiwać jak głaskany kot. Herbata będzie za moment. <br>Konstanty się rozejrzał. Nie było dostatecznie ciemno, sylwetki ludzi dało się rozeznać. Miał nadzieję, że jednak ich nie będzie, że się spóźnią, że ich ktoś zastrzeli, że trafi ich szlag. Nic takiego się nie stało. Byli, dranie. W wąskiej uliczce między zimnymi ogródkami, nie dziw, że znowu obrodzą owocami, przy sztachetach czekało trzech cywilów, jeden z