tym samym snem nieruchomiały.<br>Nie bruździły się trawy, nie skrzypiały krzaki,<br>Nie szumiały mangowce, nie śpiewały ptaki.<br>Jedna cisza - od nieba, a druga - od lasu -<br>Cisza ciszy - nie słyszy... Czas nie czuje czasu...<br><br>Dżananda, snem trącony, na polanę zboczył<br>I zaoczył dziewczynę... I znowu zaoczył...<br>Leżała, dłużąc w trawie swój dreszcz jednolity.<br>Paw z nią gruchał, a w pawiu tkwił Indra ukryty.<br>Porzucił praistnienia zjesieniałość górną,<br>By się nasnuć jej w oczy tak barwno i piórno!<br>Krył się w ptaku naprędce i krył się nieściśle,<br>W pawim wątku, jak w trwożnym mętniejąc<br> domyśle -<br>I puszyściał jej w szyję i szeptał do