muzyku z orkiestry operowej.<br>Grał źle, przytupując do taktu filcowym pantoflem. Wiedział jednak o swej nieudolności, co należy mu poczytać za zasługę.<br>Nie cierpiał zresztą nad tym i nawet śmiał się cichutko, kiedy wspominał swoje młodzieńcze, konserwatoryjne zachcianki i rozpacz ojca, który przekonał się, że obydwaj jego synowie mają uszy drętwe, a palce drewniane i wobec tego nie ma komu przekazać cennego instrumentu.<br>Jego miłość, pielęgnowana w cichości, nie doznała spełnienia, za wiele bowiem wyobrażał sobie, zbyt wypieścił marzenie o swoim szczęściu i zbyt je odrealnił, a Zofia nie była przecież utworzona z pyłu gwiezdnego i zapachu kwiatów. Rankiem nosiła papiloty