i wyszedł na taras. Zawahał się, jakby niepewny, czy oddalił się dostatecznie, po czym zszedł dalej, do ogrodu.<br>Nic nie mówiąc, podeszłam do otwartych drzwi sąsiedniego pokoju i zajrzałam do środka. Nie musiałam się długo przyglądać. Włodzio i Marianne nie wyglądali na żywych.<br>- Co za szczęście, że nie mieli pięciorga drobnych dzieci - powiedziałam, może niezbyt odkrywczo, ale nic innego nie przyszło mi do głowy. - Nad tym domem chyba ciąży jakaś klątwa. Sprawdzałaś, czy na pewno nie żyją?<br>Zosia przestała wycierać nos.<br>- Dlaczego pięciorga? Już i jedno by wystarczyło. Jak miałam sprawdzać, przecież widać, o Boże...! Słuchaj, co teraz? Znów będzie na